środa, 12 października 2011

Szpital po polsku....

Aż trudno uwierzyć, że piszę tu już setnego posta. Chyba pasuje pomyśleć o jakimś Candy z tej okazji. Ale na razie jestem tak do tyłu z wszystkim, że najpierw muszą wyjść na prostą.
Jednym z powodów moich zawirowań i opóźnień jest to, że mój mały mężczyzna był ostatnio w szpitalu. Koszmarne kilka dni. Ale ten czas w szpitalu przypomniał mi jak wielkie mam szczęście. Zwłaszcza gdy przechodziłam obok oddziału onkologii dziecięcej - nie napiszę nic więcej bo chyba nie muszę. Tylko człowiek bez serca przeszedłby obok tych nieszczęść obojętnie.A że ja przeżywam wszystko wyjątkowo mocno (niełatwo z tym żyć ale nie zmienię się niestety) więc naprawdę nie było mi łatwo. Na oddziale, na którym leżał mój synek spotkałam m.in. mamę z córeczką, która od ponad tygodnia ma podwyższoną temperaturę a lekarze po zrobieniu jej ogromnej ilości różnych badań wciąż rozkładają ręce i nie potrafią znaleźć przyczyny. Czy może być coś gorszego od takiego oczekiwania?
Mój synek trafił tam w środku nocy ponieważ się dusił - ostre zapalenie krtani. Straszne przeżycie. Najgorsze dla mnie było to, że bardzo prosił "mamusiu, ja chcę do domku" a po założeniu Mu wenflonu cały czas powtarzał "nie chcę tego". Serce się krajało. A takich sytuacji było oczywiście więcej. Ale jak pomyślę, że dawniej dzieci zostawały w szpitalu same, bez rodziców to szczerze mówiąc... nawet nie wiem co napisać. Mnie by chyba musieli uśpić żebym na coś takiego pozwoliła.
Na koniec dodam tylko coś na temat warunków w szpitalu. Na personel nie mogę narzekać ale co do reszty to... pojawia się pytanie w którym wieku żyjemy.To, że rodzice śpią na stołkach albo podłodze to chyba najmniejszy problem. Szpital uniwersytecki w Krakowie a zaplecze sanitarne...a właściwie jego brak przeraża. Na piętrze, na którym leżą dzieci nie ma WC dla rodziców. Łazienka (choć nazwa ta jest zupełnie nieadekwatna do pomieszczenia, o którym mowa) znajduje się w piwnicach a wygląda jakby ktoś zaczął remont i w połowie przestał. Na podłodze leżą kawałki płytek bo tylko część podłogi została nimi pokryta. Do tego puszki po farbach, młotki, pędzle, drabiny itp. A z boku drzwi (przegniłe, czarne) prowadzą pod 2 prysznice, z których tylko jeden jako-tako działa. Oj...mogłabym tak jeszcze pisać i pisać. Ale na podsumowanie dodam, że oddział ma super pokoik z zabawkami... ale zamykany na weekendy. I co powiedzieć dziecku, które rano w sobotę prosi, że chce tam wejść ?
Rozpisałam się, wybaczcie, ale jakoś nie mogę przejść nad tym wszystkim do porządku. A przecież to o czym wspomniałam to zaledwie czubek góry lodowej. Nie życzę nikomu aby się przekonał co pominęłam. Więc na tym zakończę życząc Wam i Waszym pociechom dużo zdrówka.

10 komentarzy:

  1. Powiem Ci tylko, że potrafię sobie wyobrazić, co przeżyłaś - bo też mieliśmy troszkę do czynienia ze szpitalami i przeszłam podobne sytuacje. Życzę Ci, żebyś nie musiała już przez to przechodzić. Nigdy więcej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma sensu chyba tego komentować...
    Życzę cierpliwości, wytrwałości i wyciszenia wewnętrznego co by Synek nie odczuł negatywnych wibracji a przede wszystkim zdrowia dla Młodego i uśmiechaj się często pomimo tego co tam Cię spotyka:)
    Cieplutko pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ...dokladnie 2 tygodnie temu spedzilam ze swoim Synkiem tydzien w szpitalu...:(,doskonale Cie rozumiem.pozdrawiam cieplo Ciebie i Twojego Synka,daria.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też byłam z synkiem kilka dni w szpytalu... Krakowski Prokocim- i podobny dramat, choc niestetu personel też nie najciekawiej wspominam... rodzice , którzy opiekują sie dzieckiem, wyręczając personel w wielu sprawach ( karmienie, toaleta, uspokajanie, zabawianie)traktowani są tak jakby byli jednym wielkim utrapieniem dla pielegniarek.... i to mnie najgorzej bolało...

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja powiem tylko tyle,zdrówka dla synka

    OdpowiedzUsuń
  6. Koszmarne...na szczęście nie trwało długo i oby się już się nie powtórzyło! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. zdrówka dla malucha....ja spędziłam tydzień z córcią na oddziale, miłała 6 tyg i zapalenie płuc...no i dostałam łóżko, bo małą karmilam piersią...ale za ten łóżkowy luksus zapłaciłam 400 zł, acha jeszcze było wyżywienie, którego w większości nie mogłam jeść...ze względu na karmienie....ale czego się nie robi dla dziecka.....jeszcze raz zdrowka
    pozdrawiam...MB

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspolczuje i ja wiem jak to wyglada kilka razy bylam z synkiem w szpitalu i czytajac Twojego posta miałam wrazenie jakbym to ja opisywala szpital w ktorym lezal- niestety takich szpitali jest wiecej... Nie wyobrazam sobie osoby ktora zamyka dzieciom jedyna pocieche w szpitalu- to ktos bez serca i rozumu! Zdrówka zycze i pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochane- bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa. Niesamowite jest to, że aż tyle z Was doświadczyło tego co ja. Wszystkim Waszym pociechom i Wam również życzę zdrówka i sił do pokonywania takich życiowych wyzwań. Ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety też mam podobne doświadczenia z pobytu w szpiatalu z synkiem mial 9mies i rotawirusa. Spalam przy łóżeczku na krzesle, potem na podlodze pod łożeczkiem a personel burkliwy brr... Wogole wszystkie pobyty w szpitalach źle wspominam. Życzę dużo zdrówka w tą zimową pore. Pozdrawiam emi29w

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i wszelkie komentarze :)