Na zmianę tego szpitalnego nastroju pokażę broszkę, którą zrobiłam w ramach wymianki wizazowej. Kolorki miały nawiązywać do słowa klucza - "słodkie konfitury z brzoskwiń" ale w ostateczności, z braku brzoskwiniowego sutaszu starałam się znaleźć kompromis pomiędzy słowem-kluczem a kolorami jesieni (której dotyczyła wymianka).
Etykiety
anioły
(19)
decoupage
(4)
filc
(1)
kartki
(9)
masa solna
(22)
na ścianie malowanie
(1)
ozdoby choinkowe
(4)
quilling
(9)
różności
(7)
sutasz
(119)
sobota, 22 października 2011
Szpitala ciąg dalszy i wymiankowa broszka.
Niestety, mimo wszystkich ogromnie ciepłych słów jakie od Was dostałam (jeszcze raz dziękuję) wróciliśmy z małym do szpitala. Na szczęście dzięki natychmiastowej diagnozie naszej Pani Doktor z przychodni reakcja była tak szybka, że w szpitalu spędziliśmy tylko 4 dni. Ale to i tak zbyt wiele. Żal mi ogromnie tego mojego szkraba ale jednocześnie muszę stwierdzić, że był niesamowicie grzeczny. Poza kilkoma sytuacjami oczywiście. On jest niezwykle żywiołowym stworkiem a tu niestety głównym zaleceniem lekarzy było maksymalne ograniczenie ruchu. Czy ktoś kiedyś próbował zmusić energicznego trzylatka do spędzenia kilku dni w jak największym bezruchu. Jeśli tak to wie co przeżyłam. Ale jakoś się udało. Dodam tylko, że młody rozbroił lekarki i pielęgniarki takimi tekstami jak np "Dziękuję bardzo Pani Pielęgniarko" albo śpiewaniem im całej piosenki z bajki o Tomku-lokomotywie. Staliśmy się dodatkowo atrakcją dla studentów - kolejne grupki przychodziły robić ze mną wywiad a potem (według słów naszej przemiłej Pani Doktor) spalili - czyli nie udało im się stwierdzić co jest mojemu szkrabowi.
Na zmianę tego szpitalnego nastroju pokażę broszkę, którą zrobiłam w ramach wymianki wizazowej. Kolorki miały nawiązywać do słowa klucza - "słodkie konfitury z brzoskwiń" ale w ostateczności, z braku brzoskwiniowego sutaszu starałam się znaleźć kompromis pomiędzy słowem-kluczem a kolorami jesieni (której dotyczyła wymianka).
Na zmianę tego szpitalnego nastroju pokażę broszkę, którą zrobiłam w ramach wymianki wizazowej. Kolorki miały nawiązywać do słowa klucza - "słodkie konfitury z brzoskwiń" ale w ostateczności, z braku brzoskwiniowego sutaszu starałam się znaleźć kompromis pomiędzy słowem-kluczem a kolorami jesieni (której dotyczyła wymianka).
piątek, 14 października 2011
Kolczyki i współpraca :)
Na początek bardzo gorąco dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim postem. Może zabrzmi to banalnie ale naprawdę podniosły mnie one na duchu. Cieszę się, że już jesteśmy w domku i Maks dochodzi do siebie.Jeszcze raz życzę Wam i waszym pociechom zdrówka.
Dziś kolczyki w fioletach i zieleniach. Mojemu mężowi się te kolorki nie podobają, natomiast dwie przemiłe osóbki na ostatnich warsztatach wyraziły się na ich temat bardzo przychylnie. Jak zwykle - o gustach się nie dyskutuje :) Wybaczcie jakość zdjęć ale pogoda nie sprzyja takim kiepskim fotografom jak ja :(
W chwili obecnej kończę prezencik dla mojej wylosowanki w wymiance na forum wizaż. Trzymajcie kciuki żeby się spodobał.
A na koniec się pochwalę, że moje biżutki można od niedawna znaleźć na www.kuferart.pl :)
Dziś kolczyki w fioletach i zieleniach. Mojemu mężowi się te kolorki nie podobają, natomiast dwie przemiłe osóbki na ostatnich warsztatach wyraziły się na ich temat bardzo przychylnie. Jak zwykle - o gustach się nie dyskutuje :) Wybaczcie jakość zdjęć ale pogoda nie sprzyja takim kiepskim fotografom jak ja :(
Materiały: howlit, marmur, szkło, sutasz, srebro
środa, 12 października 2011
Szpital po polsku....
Aż trudno uwierzyć, że piszę tu już setnego posta. Chyba pasuje pomyśleć o jakimś Candy z tej okazji. Ale na razie jestem tak do tyłu z wszystkim, że najpierw muszą wyjść na prostą.
Jednym z powodów moich zawirowań i opóźnień jest to, że mój mały mężczyzna był ostatnio w szpitalu. Koszmarne kilka dni. Ale ten czas w szpitalu przypomniał mi jak wielkie mam szczęście. Zwłaszcza gdy przechodziłam obok oddziału onkologii dziecięcej - nie napiszę nic więcej bo chyba nie muszę. Tylko człowiek bez serca przeszedłby obok tych nieszczęść obojętnie.A że ja przeżywam wszystko wyjątkowo mocno (niełatwo z tym żyć ale nie zmienię się niestety) więc naprawdę nie było mi łatwo. Na oddziale, na którym leżał mój synek spotkałam m.in. mamę z córeczką, która od ponad tygodnia ma podwyższoną temperaturę a lekarze po zrobieniu jej ogromnej ilości różnych badań wciąż rozkładają ręce i nie potrafią znaleźć przyczyny. Czy może być coś gorszego od takiego oczekiwania?
Mój synek trafił tam w środku nocy ponieważ się dusił - ostre zapalenie krtani. Straszne przeżycie. Najgorsze dla mnie było to, że bardzo prosił "mamusiu, ja chcę do domku" a po założeniu Mu wenflonu cały czas powtarzał "nie chcę tego". Serce się krajało. A takich sytuacji było oczywiście więcej. Ale jak pomyślę, że dawniej dzieci zostawały w szpitalu same, bez rodziców to szczerze mówiąc... nawet nie wiem co napisać. Mnie by chyba musieli uśpić żebym na coś takiego pozwoliła.
Na koniec dodam tylko coś na temat warunków w szpitalu. Na personel nie mogę narzekać ale co do reszty to... pojawia się pytanie w którym wieku żyjemy.To, że rodzice śpią na stołkach albo podłodze to chyba najmniejszy problem. Szpital uniwersytecki w Krakowie a zaplecze sanitarne...a właściwie jego brak przeraża. Na piętrze, na którym leżą dzieci nie ma WC dla rodziców. Łazienka (choć nazwa ta jest zupełnie nieadekwatna do pomieszczenia, o którym mowa) znajduje się w piwnicach a wygląda jakby ktoś zaczął remont i w połowie przestał. Na podłodze leżą kawałki płytek bo tylko część podłogi została nimi pokryta. Do tego puszki po farbach, młotki, pędzle, drabiny itp. A z boku drzwi (przegniłe, czarne) prowadzą pod 2 prysznice, z których tylko jeden jako-tako działa. Oj...mogłabym tak jeszcze pisać i pisać. Ale na podsumowanie dodam, że oddział ma super pokoik z zabawkami... ale zamykany na weekendy. I co powiedzieć dziecku, które rano w sobotę prosi, że chce tam wejść ?
Rozpisałam się, wybaczcie, ale jakoś nie mogę przejść nad tym wszystkim do porządku. A przecież to o czym wspomniałam to zaledwie czubek góry lodowej. Nie życzę nikomu aby się przekonał co pominęłam. Więc na tym zakończę życząc Wam i Waszym pociechom dużo zdrówka.
Jednym z powodów moich zawirowań i opóźnień jest to, że mój mały mężczyzna był ostatnio w szpitalu. Koszmarne kilka dni. Ale ten czas w szpitalu przypomniał mi jak wielkie mam szczęście. Zwłaszcza gdy przechodziłam obok oddziału onkologii dziecięcej - nie napiszę nic więcej bo chyba nie muszę. Tylko człowiek bez serca przeszedłby obok tych nieszczęść obojętnie.A że ja przeżywam wszystko wyjątkowo mocno (niełatwo z tym żyć ale nie zmienię się niestety) więc naprawdę nie było mi łatwo. Na oddziale, na którym leżał mój synek spotkałam m.in. mamę z córeczką, która od ponad tygodnia ma podwyższoną temperaturę a lekarze po zrobieniu jej ogromnej ilości różnych badań wciąż rozkładają ręce i nie potrafią znaleźć przyczyny. Czy może być coś gorszego od takiego oczekiwania?
Mój synek trafił tam w środku nocy ponieważ się dusił - ostre zapalenie krtani. Straszne przeżycie. Najgorsze dla mnie było to, że bardzo prosił "mamusiu, ja chcę do domku" a po założeniu Mu wenflonu cały czas powtarzał "nie chcę tego". Serce się krajało. A takich sytuacji było oczywiście więcej. Ale jak pomyślę, że dawniej dzieci zostawały w szpitalu same, bez rodziców to szczerze mówiąc... nawet nie wiem co napisać. Mnie by chyba musieli uśpić żebym na coś takiego pozwoliła.
Na koniec dodam tylko coś na temat warunków w szpitalu. Na personel nie mogę narzekać ale co do reszty to... pojawia się pytanie w którym wieku żyjemy.To, że rodzice śpią na stołkach albo podłodze to chyba najmniejszy problem. Szpital uniwersytecki w Krakowie a zaplecze sanitarne...a właściwie jego brak przeraża. Na piętrze, na którym leżą dzieci nie ma WC dla rodziców. Łazienka (choć nazwa ta jest zupełnie nieadekwatna do pomieszczenia, o którym mowa) znajduje się w piwnicach a wygląda jakby ktoś zaczął remont i w połowie przestał. Na podłodze leżą kawałki płytek bo tylko część podłogi została nimi pokryta. Do tego puszki po farbach, młotki, pędzle, drabiny itp. A z boku drzwi (przegniłe, czarne) prowadzą pod 2 prysznice, z których tylko jeden jako-tako działa. Oj...mogłabym tak jeszcze pisać i pisać. Ale na podsumowanie dodam, że oddział ma super pokoik z zabawkami... ale zamykany na weekendy. I co powiedzieć dziecku, które rano w sobotę prosi, że chce tam wejść ?
Rozpisałam się, wybaczcie, ale jakoś nie mogę przejść nad tym wszystkim do porządku. A przecież to o czym wspomniałam to zaledwie czubek góry lodowej. Nie życzę nikomu aby się przekonał co pominęłam. Więc na tym zakończę życząc Wam i Waszym pociechom dużo zdrówka.
niedziela, 2 października 2011
Naładowane baterie :)
Urlop we wrześniu? Jak najbardziej :) Zwłaszcza wtedy, gdy mąż pracuje w branży turystycznej. On pracuje gdy inni wypoczywają, a odbija sobie dopiero gdy większości Jego klientów zaczyna już znikać wakacyjna opalenizna. Ma to swoje dobre strony - na przykład to, że przez Krupówki da się przejść w tempie przekraczającym 10 metrów na godzinę. I choć nie przepadam za takimi typowymi, obleganymi "kurortami" to jednak było naprawdę cudnie - a największy udział w tym miała pogoda. Mój mąż od pewnego czasu tak intensywnie pracował, że chyba była to jakaś nagroda dla Niego. Przynajmniej ja uważam, że zasłużył. A że my z młodym przy okazji skorzystaliśmy to już zupełnie inna bajka :) A na dowód, że tych kilka wspaniałych dni mi się nie przyśniło - mała relacja zdjęciowa dla chętnych :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)