Zakochałam się... w sutaszu :) Trafiłam ostatnio w necie na biżuterie robiona tą metodą i po prostu mnie oczarowała. No i oczywiście MUSIAŁAM spróbować. Z moich, mocno ograniczonych zasobów koralików i z niewielu dostępnych w najbliższej pasmanterii sznurków, zrobiłam na szybko coś takiego. Dodam, że robiłam w pośpiechu, przy moim dwuletnim żywiołku i bez żadnego planu - ot tak tylko, żeby zobaczyć "czym to się je" dlatego nie skupiłam się zbytnio na tym aby było równo i dokładnie. Metoda jest potwornie pracochłonna a kręcąca się żyłka i uciekające koraliki okropnie irytujące ale...już zamówiłam materiały na kolejne próby :) Co ja na to poradzę, że czym większa dłubanina, tym bardziej mi się podoba :)
A to moja nowa kartka - miała być prosta i chyba jest prosta :) Tylko nie wiem czy nie za bardzo :)
Nie za prosta ;) w sam raz ;)
OdpowiedzUsuńA ta metoda na biżuteria świetna! Na pewno wypróbuje...tylko kiedy??? ;))
Kurcze ale to piękne jest.Też ostatnio zachwyciłam sie sutaszem ale stwierdziłam ,że taki antytalent jak ja napewno sobie nie da z tym rady :(
OdpowiedzUsuńJa chcę takie cudko!!!
OdpowiedzUsuńfajna ta technika już ją widziałam na kilku blogach ale nie mam chyba na nią cierpliwości
OdpowiedzUsuńKurcze - napisałam tu ostatnio i nie wiem dlaczego tego komentarza nie ma :(
OdpowiedzUsuńAnik - kochana, ja robię na stojąco, w biegu albo gdy mały śpi. Takie nam się żywiołki trafiły to czas jest na wagę złota :)
Madziu - co Ty tu o antytalencie piszesz? Wystarczy zerknąć do Ciebie i od razu widać, że nie ma o tym mowy :)
Mamani - wiesz, że jak tylko uda mi się coś "stworzyć" to jesteś pierwsza w kolejce :)
Balbina - mnie sutasz zauroczył. Może jak zaczniesz to stwierdzisz, że nie taki diabeł straszny... :)