sobota, 22 października 2011

Szpitala ciąg dalszy i wymiankowa broszka.

Niestety, mimo wszystkich ogromnie ciepłych słów jakie od Was dostałam (jeszcze raz dziękuję) wróciliśmy z małym do szpitala. Na szczęście dzięki natychmiastowej diagnozie naszej Pani Doktor z przychodni reakcja była tak szybka, że w szpitalu spędziliśmy tylko 4 dni. Ale to i tak zbyt wiele. Żal mi ogromnie tego mojego szkraba ale jednocześnie muszę stwierdzić, że był niesamowicie grzeczny. Poza kilkoma sytuacjami oczywiście. On jest niezwykle żywiołowym stworkiem a tu niestety głównym zaleceniem lekarzy było maksymalne ograniczenie ruchu. Czy ktoś kiedyś próbował zmusić energicznego trzylatka do spędzenia kilku dni w jak największym bezruchu. Jeśli tak to wie co przeżyłam. Ale jakoś się udało. Dodam tylko, że młody rozbroił lekarki i pielęgniarki takimi tekstami jak np "Dziękuję bardzo Pani Pielęgniarko" albo śpiewaniem im całej piosenki z bajki o Tomku-lokomotywie. Staliśmy się dodatkowo atrakcją dla studentów - kolejne grupki przychodziły robić ze mną wywiad a potem (według słów naszej przemiłej Pani Doktor) spalili - czyli nie udało im się stwierdzić co jest mojemu szkrabowi.


Na zmianę tego szpitalnego nastroju pokażę broszkę, którą zrobiłam w ramach wymianki wizazowej. Kolorki miały nawiązywać do słowa klucza - "słodkie konfitury z brzoskwiń" ale w ostateczności, z braku brzoskwiniowego sutaszu starałam się znaleźć kompromis pomiędzy słowem-kluczem a kolorami jesieni (której dotyczyła wymianka).



piątek, 14 października 2011

Kolczyki i współpraca :)

Na początek bardzo gorąco dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim postem. Może zabrzmi to banalnie ale naprawdę podniosły mnie one na duchu. Cieszę się, że już jesteśmy w domku i Maks dochodzi do siebie.Jeszcze raz życzę Wam i waszym pociechom zdrówka.

Dziś kolczyki w fioletach i zieleniach. Mojemu mężowi się te kolorki nie podobają, natomiast dwie przemiłe osóbki na ostatnich warsztatach wyraziły się na ich temat bardzo przychylnie. Jak zwykle - o gustach się nie dyskutuje :) Wybaczcie jakość zdjęć ale pogoda nie sprzyja takim kiepskim fotografom jak ja :(


Materiały: howlit, marmur, szkło, sutasz, srebro


W chwili obecnej kończę prezencik dla mojej wylosowanki w wymiance na forum wizaż. Trzymajcie kciuki żeby się spodobał.


A na koniec się pochwalę, że moje biżutki można od niedawna znaleźć na www.kuferart.pl :)

środa, 12 października 2011

Szpital po polsku....

Aż trudno uwierzyć, że piszę tu już setnego posta. Chyba pasuje pomyśleć o jakimś Candy z tej okazji. Ale na razie jestem tak do tyłu z wszystkim, że najpierw muszą wyjść na prostą.
Jednym z powodów moich zawirowań i opóźnień jest to, że mój mały mężczyzna był ostatnio w szpitalu. Koszmarne kilka dni. Ale ten czas w szpitalu przypomniał mi jak wielkie mam szczęście. Zwłaszcza gdy przechodziłam obok oddziału onkologii dziecięcej - nie napiszę nic więcej bo chyba nie muszę. Tylko człowiek bez serca przeszedłby obok tych nieszczęść obojętnie.A że ja przeżywam wszystko wyjątkowo mocno (niełatwo z tym żyć ale nie zmienię się niestety) więc naprawdę nie było mi łatwo. Na oddziale, na którym leżał mój synek spotkałam m.in. mamę z córeczką, która od ponad tygodnia ma podwyższoną temperaturę a lekarze po zrobieniu jej ogromnej ilości różnych badań wciąż rozkładają ręce i nie potrafią znaleźć przyczyny. Czy może być coś gorszego od takiego oczekiwania?
Mój synek trafił tam w środku nocy ponieważ się dusił - ostre zapalenie krtani. Straszne przeżycie. Najgorsze dla mnie było to, że bardzo prosił "mamusiu, ja chcę do domku" a po założeniu Mu wenflonu cały czas powtarzał "nie chcę tego". Serce się krajało. A takich sytuacji było oczywiście więcej. Ale jak pomyślę, że dawniej dzieci zostawały w szpitalu same, bez rodziców to szczerze mówiąc... nawet nie wiem co napisać. Mnie by chyba musieli uśpić żebym na coś takiego pozwoliła.
Na koniec dodam tylko coś na temat warunków w szpitalu. Na personel nie mogę narzekać ale co do reszty to... pojawia się pytanie w którym wieku żyjemy.To, że rodzice śpią na stołkach albo podłodze to chyba najmniejszy problem. Szpital uniwersytecki w Krakowie a zaplecze sanitarne...a właściwie jego brak przeraża. Na piętrze, na którym leżą dzieci nie ma WC dla rodziców. Łazienka (choć nazwa ta jest zupełnie nieadekwatna do pomieszczenia, o którym mowa) znajduje się w piwnicach a wygląda jakby ktoś zaczął remont i w połowie przestał. Na podłodze leżą kawałki płytek bo tylko część podłogi została nimi pokryta. Do tego puszki po farbach, młotki, pędzle, drabiny itp. A z boku drzwi (przegniłe, czarne) prowadzą pod 2 prysznice, z których tylko jeden jako-tako działa. Oj...mogłabym tak jeszcze pisać i pisać. Ale na podsumowanie dodam, że oddział ma super pokoik z zabawkami... ale zamykany na weekendy. I co powiedzieć dziecku, które rano w sobotę prosi, że chce tam wejść ?
Rozpisałam się, wybaczcie, ale jakoś nie mogę przejść nad tym wszystkim do porządku. A przecież to o czym wspomniałam to zaledwie czubek góry lodowej. Nie życzę nikomu aby się przekonał co pominęłam. Więc na tym zakończę życząc Wam i Waszym pociechom dużo zdrówka.

niedziela, 2 października 2011

Naładowane baterie :)

 Urlop we wrześniu? Jak najbardziej :) Zwłaszcza wtedy, gdy mąż pracuje w branży turystycznej. On pracuje gdy inni wypoczywają, a odbija sobie dopiero gdy większości Jego klientów zaczyna już znikać wakacyjna opalenizna. Ma to swoje dobre strony - na przykład to, że przez Krupówki da się przejść w tempie przekraczającym 10 metrów na godzinę. I choć nie przepadam za takimi typowymi, obleganymi "kurortami" to jednak było naprawdę cudnie - a największy udział w tym miała pogoda. Mój mąż od pewnego czasu tak intensywnie pracował, że chyba była to jakaś nagroda dla Niego. Przynajmniej ja uważam, że zasłużył. A że my z młodym przy okazji skorzystaliśmy to już zupełnie inna bajka :) A na dowód, że tych kilka wspaniałych dni mi się nie przyśniło - mała relacja zdjęciowa dla chętnych :)